wtorek, 9 września 2014

Podsumowanie Lofoty, Norwegia 2014

Minęło już trochę czasu, od kiedy wróciliśmy z rowerowej wyprawy po Lofotach, jednak niesamowite widoki i niezmierzone bezkresne przestrzenie wciąż tkwią w naszych głowach. Przypominamy sobie wciąż krok po kroku naszą podróż.



CAŁA MAPA

Reine

Michał

Ola

niedziela, 6 lipca 2014

Jadąc przez Babadag do Delty Dunaju kończymy podróż - 02-05.07.

02.07

Nasz dzisiejszy plan uzależnialiśmy od pogody. Na szczęście obudziło nas słońce i błękit więc ruszyliśmy znów w góry, z którymi nie tak łatwo nam się rozstać. Celem była Trasa Transfogaraska zbudowana przez dyktatora Czauczesku na wypadek ataku wroga i ucieczki. Po drodze zwiedziliśmy Prejmer, gdzie mieści się niesamowity warowny kościół z XIII w. wpisany na Listę Dziedzictwa UNESCO. Znów poczuliśmy się jak w średniowieczu chodząc po celach, murach obronnych i basztach.


Ruszyliśmy dalej w Fogarasze. Trasa wiła się kilkanaście kilometrów, szybko zyskiwaliśmy wysokość i równie szybko spadała temperatura. Powoli z za chmur i mgieł odsłaniały się szczyty aż dojechaliśmy na przełęcz z urokliwym jeziorkiem Balea Lac i schroniskiem otoczonym skalistymi szczytami. Po krótkim spacerku wokół jeziora oraz kupieniu kilku lokalnych przysmaków tj. afinata, ser kozi, orzechy włoskie w syropie, ruszyliśmy dalej w dół przez góry.


Droga powrotna była znacznie dłuższa ale widoki równie piękne: jechaliśmy wzdłuż wielkiego jeziora Lacul Vidraru przypominającego nieco norweski fjord, na którego końcu znajdują się ruiny prawdziwego zamku "Draculi", którego historycznym (XV w.) pierwowzorem był władca Walachii - Vlad Tepes. Dzień zakończyliśmy późno w nocy na drugim końcu Rumunii na campingu nad Morzem Czarnym w Mamaia tuż za Konstancą.

03.07
Dzień był bardzo upalny. Spędziliśmy go w Konstancy - "słynnym porcie czarnomorskim pełnym monumentalnych zabytków z epoki Bizancjum". Miasto niestety nas zawiodło. Wszędzie były remonty a słynne Kasyno wiało pustką. Mimo upału odwiedziliśmy dość oryginalny meczet i obejrzeliśmy panoramę miasta z czubka minaretu. Część z nas zakosztowała morskiej kąpieli, reszta (w tym my) ruszyła w stronę Babadag w poszukiwaniu campingu - z sukcesem.


04-05.07
Ostatnim punktem naszego wspólnego programu była unikalna Delta Dunaju - dziewiczy Rezerwat Biosfery, na którego terenie gniazduje ponad 300 gatunków ptaków. Najlepiej poczuć atmosferę Dunaju oczywiście z wody. Udało nam się trafić na bardzo fajnego lokalnego przewodnika z łajbą w stylu holenderskim, który zabrał nas na 6cio godzinny rejs po meandrach Delty Dunaju. Pogoda nam sprzyjała, humory też. Ku naszemu zdziwieniu i dzięki fenomenalnej znajomości natury naszego przewodnika-kapitana mieliśmy szansę zobaczyć kilkanaście gatunków ptaków całkiem z bliska. Były to: ibis, warzęcha, czapla biała, czapla szara, czapla żółta, pelikan, zimorodek, kokoszka, kormoran, roler - kraska, dudek, bielik. Wodna trasa była wspaniałym zwieńczeniem naszego wyjazdu - relaks połączony z naturą a na koniec smakiem lokalnego sandacza! Na noc wróciliśmy do campingu w Babadag, z którego następnego dnia z rana ruszyliśmy znów do Bukaresztu aby zakończyć nasz urlop.

sobota, 5 lipca 2014

Rumunia - z gór do Siedmiogrodu - 29.06-1.07

29.06
Dziś obudziły nas dzwonki i ryczenie osiołków. Wokół naszych namiotów pasło się z 6 osiołków, które bardzo chętnie pozowały nam do zdjęć. Przy słońcu i z widokiem na góry rozpaliliśmy kolejne ognisko tym razem na śniadanie. Dłużej niż zwykle rozkoszowaliśmy się porankiem aż ruszyliśmy do zejścia. Szlak prowadził w lesie więc dość szybko musieliśmy pożegnać się z widokami. Im niżej schodziliśmy tym upał był większy. Czekało nas jeszcze 14 km marszu do miasta, z którego mieliśmy pociąg. Na szczęście udało nam się złapać stopa i szybko dotarliśmy do Avrig a z niego pociągiem do Sibiu, które okazało się bardzo klimatycznym miasteczkiem z piękną starówką, murami i nasztmi obronnnymi, mostem kłamców i urokliwym rynkiem. Po pysznym obiedzie (spróbowaliśmy nwet niedźwiedzia!) w rumuńskiej restauracji Frida (godna polecenia!) zwiedziliśmy miasto by night.

30.06.
Dzisiejszy dzień był dniem reorganizacyjnym. Poświęciliśmy go przede wszystkim na dojechanie do Bukaresztu i wypożyczenie samochodów. Z Sybiu ruszyliśmy z samego rana pociągiem i przez pół drogi nie mogliśmy oderwać oczu od okien bo widoki były piękne. Trasa pociągu prowadzi wzdłuż pasma Fogaraszy i Bucegów. Dzięki pięknej pogodzie mogliśmy pożegnać góry i spokojnie ruszyć na rozpoznanie krainy Siedmiogrodu. Po pysznym i obiedzie w Curcu Bere - slynnej tradycyjnej restauracji rumuńskiej z XIX w. ruszyliśmy w trasę na północ od Bukaresztu. Nocleg znaleźliśmy w miasteczku Sinaia, gdzie przed snem obejrzeliśmy dość imponujący pałac w stylu bawarskim wybudowany przez rodzinę Hochenzollernów oraz monaster ale tylko z zewnątrz.


01.07
Dzisiejszym naszym celem był Braszov. Po drodze zwiedziliśmy jedyny w swoim rodzaju Zamek Chłopski w Rasnovie. Niesamowita budowla warowna, właściwie miasteczko za murami. Przez chwilę poczuliśmy się też jak średniowieczni wojownicy strzelając z łuków i rzucając toporkami w tarczę. W oststniej chwili zdecydowaliśmy się jeszcze na zobaczenie najbardziej turystycznego z zamków "Draculi" w Bran. Nie weszliśmy jednak do środka. Zobaczyliśmy ciekawą, chociaż w miarę nową, bryłę zamczyska na skale, odstraszył nas jednak turystyczny przemysł tej małej miejscowości wiec ruszyliśmy prosto do Braszova. Tzw stolica Siedmiogrodu bardzo mile nas przywitała. Najpierw posililiśmy się pysznymi słodkimi bułeczkami z czekoladą z cukierni Gigi (super!) aby mieć siłę na zwiedzenie miasta. Na początek 3 główne punkty: słynny Czarny Kościół, schowana między kamienicami ortodoksyjna świątynia i Czarna Wieża, z której mieliśmy piękna panoramę na całą Starówkę. Aby lepiej poznać całe miasto zdecydowaliśmy się na skorzystanie z popularnej możliwości darmowych wycieczek "Free City Tour". To był bardzo dobry wybór! Dzięki dynamicznej przewodniczce poznaliśmy wiele szczegółów i zakamarków miasta takich jak najwęższa uliczka miasta, pierwsze szkoły (niemoecka, rumuńska i węgierska) czy dzielnicę poza murami. Po tak aktywnym dniu spędziliśmy jeszcze chwilę na rynku i ruszyliśmy do hostelu.

niedziela, 29 czerwca 2014

Fogarasze - Rumunia część górska 23-29.06.

Nasze pierwotne plany przejścia większej części głównej grani najwyższych gór Rumunii nie do końca nam się powiodły gdyż pogoda pokrzyżowała nam zupełnie plany. Mimo to mamy powody do satysfakcji - drugi co do wielkości szczyt Fogaraszy- Negoiu 2535 m n.p.m.- został zdobyty!

23.06. - dzień 1
Poniedziałek zaczął się dość wcześnie a dla niektórych bardzo (dopiero dojeżdżali do Bukaresztu). Pierwszą część dnia spędziliśmy na dotarciu do szlaku jednak nie obyło się bez przygód. Okazało się że trasę, którą mieliśmy iść zalała rzeka wiec dojechaliśmy do najbliższej miejscowości i udało nam się od razu złapać stopa tuż pod szlak. Dość późno ruszyliśmy w góry ale mieliśmy ambitny plan wejścia na grań. Wszystko by się pewnie udało gdyby nie liczne przejścia przez rwące strumienie, ciężkie plecaki i bardzo strome podejście. W sumie późnym wieczorem rozbiliśmy się obok Cabany czyli dawnego pomieszczenia gospodarczego przerobionego na mini schronisko. Po zachodzie słońca zjedliśmy zasłużoną kolację z ogniska.


24.06 - dzień 2
Pierwszy cały dzień w górach zapowiadał się dobrze jednak tuż po złożeniu namiotów rozpadało się na dobre. Na szczęście baca zaprosił nas do środka i mogliśmy pod dachem Cabany, przy stole przeczekać burzę. Wyszliśmy równie późno jak wczoraj ale wciąż z dobrymi chęciami i ambitnymi planami. Zaczęło się od długiego mozolnego podejścia ale na początek dnia to w sam raz. Zaczęły się też widoki więc szło się lepiej. Niestety nie trwało to za długo. Naszły chmury i zaczęło padać a przed nami podejście na przełęcz. Po drodze udało nam się nawet kupić syr od równie zmokniętego jak my bacy. Na przełęczy trochę się rozjaśniło więc mogliśmy zobaczyć jaka droga nas czeka i jakie szczyty do zdobycia. Tatrzański krajobraz choć bardziej zielony, ze stadami owiec w dolinach. Po kilku ostrzejszych podejściach zaczęliśmy schodzić do jeziorka. Naszły chmury i niestety skończyły się widoki. W ostatniej chwili dostrzegliśmy jezioro, przy którym rozbiliśmy namioty licząc że obudzi nas słońce.


25.06 - dzień 3
Nasze marzenia się spełniły i obudziliśmy się nie tylko w słońcu ale w przepięknej scenerii tuż nad górskim stawem (2007 m n.p.m.) otoczonym pięknymi zielonymi szczytami. Pogoda i widoki od razu zmobilizowały nas do marszu. Przez godzinę szliśmy pięknym trawersem z widokiem dla rozległą dolinę. W końcu pokonywaliśmy grań a naszym celem był Negoiu (drugi co do wielkości szczyt Fogaraszy). Niestety znów zaszły chmury. Robiło się wietrznie, co raz zimniej i wilgotniej. Doszliśmy na zaplanowaną przerwę obiadową do Refugi (schronu) pod szczytem Saua Scarii 2146 m n.p.m. Pogoda pogarszała się. Informacje od napotkanego lokalnego górołaza o nadchodzącej burzy ostatecznie doprowadziły do decyzji o zostaniu w schronie. Tym bardziej że do najbliższego miejsca noclegowego mieliśmy ok 7 godzin drogi. Mimo że był dopiero środek dnia uznaliśmy, że lepiej bezpiecznie przespać noc w suchym miejscu niż narazić się na burzę na grani.

26.06 - dzień 4
Po dość ciężkiej nocy w trzęsącym się od burzy i wiatru schronie, obudziliśmy się znów we mgle i zimnie. Po długich dyskusjach zdecydowaliśmy się zejść z grani do najbliższego schroniska. Oznaczało to utratę wysokości ale też suchy nocleg i milsze przeczekanie pogody aniżeli kolejna doba w blaszanym schronie. Zejście nie zajęło nam wiele więc niektórzy poszli jeszcze zdobyć pobliski szczyt a pozostali (w tym my) zostaliśmy na relax w schronisku.


27.06 - dzień 5
Dziś po raz pierwszy udało nam się zrealizować zakładany plan, nawet z nawiązką. Wiedzieliśmy już, że nie damy rady dojść do Moldoveanu (najwyższy szczyt Fogaraszy 2544 m n.p.m. tzw "Dach Rumunii), który był w naszych pierwotnych planach, więc postanowiliśmy zejść okolice Negoiu. Aby mieć jak najwięcej możliwości ruszyliśmy na lekko (bez wielkich plecaków) i podzieliliśmy się na dwie grupy. Punktem wspólnym był szczyt Serbota (2331 m n.p.m.) z niego żółtym szlakiem (obejście najtrudniejszego fragmentu Fogaraszy - grani Custura Saratii, którą jedni mieli już za sobą! ) ruszyliśmy wspólnie na Negoiu. Znów traciliśmy wysokość ale zyskiwaliśmy widoki (grań i szczyty były stale w chmurach). Szlak prowadził urokliwą doliną usianą małymi jeziorkami i strumieniami. Raz na jakiś czas, na kilka chwil, odsłaniał się też szpiczasty grzebień grani. Czekało nas jeszcze dość żmudne ale krótkie podejście na przełęcz Cleopatrei, z której już tylko ok pół godziny wspinaczki skałami na sam szczyt Negoiu (2535 m n.p.m.). Z góry odsłoniła nam się rozległa panorama na jedną stronę zbocza. Teraz wydawało się że czeka nas już tylko zejście. Wciąż widoki były piękne. Pogoda dopisywała więc cześć zdecydowała się pójść kominem zwanym Strunga Draculi (diabelski przechód). My szliśmy znów urokliwym i bezpiecznym obejściem przez Strunga Doamnei aż do skrzyżowania szlaków. Jak się okazało wcale nie był to koniec atrakcji. Musieliśmy pokonać jeszcze komin z przełęczy Ciobanului - dość wymagający technicznie fragment jak na koniec dnia. W końcu zaczęliśmy schodzić czerwonym szlakiem, który gdzieniegdzie gubił się w plastrach zaległego śniegu. Zmęczenie dawało się już we znaki ale widoki znów wiele wynagradzały. Odsłoniły się kolejne grzbiety, szpiczaste granie i szczyty. Przy lekko zachodzącym słońcu widok zapierał dech w piersiach. Czekało nas jednak jeszcze sporo zejścia po licznych głazach i piargowych zboczach. W końcu musieliśmy zejść prawie 1 km w dół! To był długi i bardzo wyczerpujący dzień, jednocześnie pełen wrażeń, które dały by radę zapełnić co najmniej dwa dni.


28.06 - dzień 6
Po wczorajszym wysiłku większość z nas potrzebowała regeneracji. Zdecydowaliśmy, że przejście, prawie tej samej co wczoraj drogi, przez góry z ciężkimi plecakami nie jest dobrym pomysłem. Zaczęliśmy więc powoli schodzić z gór kierując się czerwonym szlakiem do kolejnego schroniska - Cabana Bârcaciu (1550 m n.p.m.). Pogoda dopisywała. Szlak okazał się bardzo urokliwy. Mogliśmy podziwiać całą naszą wczorajszą trasę trawersując kolejne szczyty. Chcąc jeszcze zakosztować gór zjedliśmy obiad na szlaku trawersując zbocze potężnego ramienia Muntele Barcaciu. Widoki na zniżające się grzbiety Fogaraszy pozwoliły nam ładnie pożegnać góry. Po dłuższej przerwie, nasyceni widokami ruszyliśmy do schroniska, które okazało się najbardziej klimatycznym, jak do tej pory, noclegiem. Niewielki drewniany budynek położony na urokliwej polance z widokiem na skaliste szczyty miał iście górski klimat. Od razu było widać, że gościnni gospodarze dbają o to miejsce. Oprócz miejsca na ognisko, pola namiotowego był ekologiczny prysznic i umywalnia czerpiąca wodę z górskich strumieni a nawet mini boisko do kosza! Zaraz po rozłożeniu namiotów rozpaliliśmy ognisko i uraczyliśmy się lokalną kiełbasą i piwem. To był bardzo miły dzień.

czwartek, 19 czerwca 2014

Rumunia - Bukareszt 20-23.06

20-22.06
Będąc w Bukareszcie na pewno warto zobaczyć Parlament (dawny Pałac Czauczesku). Jest to drugi co do wielkości budynek publiczny na świecie po Pentagonie! Robi wrażenie nawet na tych, którzy widzieli wnętrza Pałacu Kultury. Po zwiedzeniu można się przejść się b-dul Uniri czyli tzw. rumuńskimi Champs-Élysées.

Oprócz dość oczywistego spaceru urokliwymi, chociaż trochę zaniedbanymi, uliczkami Starego miasta (Centrul Istoric) warto pójść kawałek dalej na północ do Parku Gradina Cismigiu. Bardzo przyjemne miejsce do odpoczynku, relaksu i oderwania się od wielkomiejskiego hałasu.





19.06.
Nasz nowy cel podróży to Rumunia. Z dalekiej Północy na Południe. Zostawiamy rowery, pakujemy plecaki i w góry. Plan jest następujący: 3 dni w Bukareszcie, 7 dni w Górach Fogaraskich i 7 dni wokół Braszowa i Delty Dunaju.

Pierwszy dzień zaowocował bardzo ciekawymi znajomościami. Już zapomnieliśmy trochę jak to jest mieszkać w hostelu. Poznaje się tak wielu ciekawych ludzi z różnych zakątków świata. Po pierwszym dniu już wiemy co słychać w Szwecji, Albanii, Azerbejdżanie czy USA.

Bukareszt na razie jaki nam się jako spore turystyczne miasto pełne kontrastów: piękna cerkiew, wielkie pałace, kluby nocne, kamienice i niestety dość zaniedbane fasady.

niedziela, 8 czerwca 2014

Żegnamy się z Norwegią przynajmniej na rok

Krótkie podsumowanie na koniec:
17 dni rowerowych z czego tylko 1 dzień deszczowy
1120 przejechanych km od Å do Bodø
Ponad 1200 zdjęć

Na koniec nie obyło się bez przygody ze stopem. Na lotnisko nasze rowerowe pudła zawieźli camperem przemili Szwajcarzy.

Będzie jeszcze mapa i zorganizujemy pokaz zdjęć. Tymczasem ruszamy spakowani w podróż powrotną.

sobota, 7 czerwca 2014

Przez krainę tuneli w dzień polarny do końca - do Bodø

06/7.06.

Od samego wyjścia z namiotu czekał nas podjazd 8% nachylenia. Za kilkaset metrów zaczął się pierwszy tunel. Lekko pod górkę. Nastepne 10 tuneli było na szczęście raczej z górki. To była przygoda! Co kilka km z upału wpadliśmy w chłód do samego środka góry. Procedura była zawsze taka sama. Przed tunelem wkładamy polary, zdjemujemy okulary i zapalamy lampki. I tak 11 razy w ciągu jednego dnia. Między tunelami były oczywiście wodoki, odwiedziliśmy nawet mały skansen. Byliśmy coraz bliżej Fauske - celu na dziś. Ostatnie 8 km do miasta jechaliśmy lekko z górki w ciemne chmury zbierające się nad górami. W Fauske złapał nas letni deszcz więc schowaliśmy się do centrum handlowego, gdzie zrobiliśmy ostatnie większe zakupy. Rozpogodziło się. Pojechaliśmy zwiedzić port, przejechaliśmy się drewnianą promenadą i odwiedziliśmy Skansen tuż nad fjordem. Słońce znacznie się uspokoiło, najlepsza pora na jazdę i świetne światło do zdjęć (nasza g.17 w sloneczne dni, tutaj 19). Ruszyliśmy üwięc dalej powoli z myślą i noclegu. Jechaliśmy przez zupełnie nowe sielankowe krajobrazy, gospodarstwa nad fjordem. Znalezienie noclegu okazało się trudniejsze niż myśleliśmy, gdyż wszystko było prywatne. Ogromne pola, łąki. Gdzie był tylko jakiś zjazd od razu między drzewami wyłaniał się domek. Atmosfera niezachodzącego słońca tak nas wciągnęła, że postanowiliśmy wykorzystać ostatnią szansę przeżycia dnia polarnego. Zjedliśmy kolacje z widokiem na zaczerwienione niebo i ruszyliśmy dalej. To był najdłuższy dzień rowerowy chyba w całym naszym życiu. To jednak prawda, że słońce daje energię i siłę. Droga z Fauske do Bodø okazała się bardzo urokliwa i krajobrazowa. Prowadziła tuż nad brzegiem z widokiem na góry albo zaspanymi wioskami. Podnosiły się mgły, nie było ruchu. Świat zwierząt i roślin wcale nie zasypiał, tylko jakby budził się właśnie do życia. Ptaki niesamowicie śpiewały, nie tylko lis przeskoczył przez naszą ścieżkę ale fajtłapowatym krokiem przebiegł nam drogę dosłownie kilka metrów od nas łoś! Do tego zapach rozkwitających drzew mobilizował nas jeszcze bardziej do jazdy. W końcu zobaczyliśmy tabliczkę Bodø - sami nie mogliśmy w to uwierzyć, że cel, który jeszcze wczoraj był dość daleko, właśnie został zrealizowany. Nasza podróż dobiegła końca. Rozbiliśmy się nad ranem na Campingu przy lotnisku Bodø. Po zasłużonym śnie zwiedziliśmy trochę miasto i pożegnaliśmy się z górami i niesamowitymi krajobrazami Norwegii. Na pewno jeszcze tu wrócimy!