Nasze pierwotne plany przejścia większej części głównej grani najwyższych gór Rumunii nie do końca nam się powiodły gdyż pogoda pokrzyżowała nam zupełnie plany. Mimo to mamy powody do satysfakcji - drugi co do wielkości szczyt Fogaraszy- Negoiu 2535 m n.p.m.- został zdobyty!
23.06. - dzień 1
Poniedziałek zaczął się dość wcześnie a dla niektórych bardzo (dopiero dojeżdżali do Bukaresztu). Pierwszą część dnia spędziliśmy na dotarciu do szlaku jednak nie obyło się bez przygód. Okazało się że trasę, którą mieliśmy iść zalała rzeka wiec dojechaliśmy do najbliższej miejscowości i udało nam się od razu złapać stopa tuż pod szlak. Dość późno ruszyliśmy w góry ale mieliśmy ambitny plan wejścia na grań. Wszystko by się pewnie udało gdyby nie liczne przejścia przez rwące strumienie, ciężkie plecaki i bardzo strome podejście. W sumie późnym wieczorem rozbiliśmy się obok Cabany czyli dawnego pomieszczenia gospodarczego przerobionego na mini schronisko. Po zachodzie słońca zjedliśmy zasłużoną kolację z ogniska.
24.06 - dzień 2
Pierwszy cały dzień w górach zapowiadał się dobrze jednak tuż po złożeniu namiotów rozpadało się na dobre. Na szczęście baca zaprosił nas do środka i mogliśmy pod dachem Cabany, przy stole przeczekać burzę. Wyszliśmy równie późno jak wczoraj ale wciąż z dobrymi chęciami i ambitnymi planami. Zaczęło się od długiego mozolnego podejścia ale na początek dnia to w sam raz. Zaczęły się też widoki więc szło się lepiej. Niestety nie trwało to za długo. Naszły chmury i zaczęło padać a przed nami podejście na przełęcz. Po drodze udało nam się nawet kupić syr od równie zmokniętego jak my bacy. Na przełęczy trochę się rozjaśniło więc mogliśmy zobaczyć jaka droga nas czeka i jakie szczyty do zdobycia. Tatrzański krajobraz choć bardziej zielony, ze stadami owiec w dolinach. Po kilku ostrzejszych podejściach zaczęliśmy schodzić do jeziorka. Naszły chmury i niestety skończyły się widoki. W ostatniej chwili dostrzegliśmy jezioro, przy którym rozbiliśmy namioty licząc że obudzi nas słońce.
25.06 - dzień 3
Nasze marzenia się spełniły i obudziliśmy się nie tylko w słońcu ale w przepięknej scenerii tuż nad górskim stawem (2007 m n.p.m.) otoczonym pięknymi zielonymi szczytami. Pogoda i widoki od razu zmobilizowały nas do marszu. Przez godzinę szliśmy pięknym trawersem z widokiem dla rozległą dolinę. W końcu pokonywaliśmy grań a naszym celem był Negoiu (drugi co do wielkości szczyt Fogaraszy). Niestety znów zaszły chmury. Robiło się wietrznie, co raz zimniej i wilgotniej. Doszliśmy na zaplanowaną przerwę obiadową do Refugi (schronu) pod szczytem Saua Scarii 2146 m n.p.m. Pogoda pogarszała się. Informacje od napotkanego lokalnego górołaza o nadchodzącej burzy ostatecznie doprowadziły do decyzji o zostaniu w schronie. Tym bardziej że do najbliższego miejsca noclegowego mieliśmy ok 7 godzin drogi. Mimo że był dopiero środek dnia uznaliśmy, że lepiej bezpiecznie przespać noc w suchym miejscu niż narazić się na burzę na grani.
26.06 - dzień 4
Po dość ciężkiej nocy w trzęsącym się od burzy i wiatru schronie, obudziliśmy się znów we mgle i zimnie. Po długich dyskusjach zdecydowaliśmy się zejść z grani do najbliższego schroniska. Oznaczało to utratę wysokości ale też suchy nocleg i milsze przeczekanie pogody aniżeli kolejna doba w blaszanym schronie. Zejście nie zajęło nam wiele więc niektórzy poszli jeszcze zdobyć pobliski szczyt a pozostali (w tym my) zostaliśmy na relax w schronisku.
27.06 - dzień 5
Dziś po raz pierwszy udało nam się zrealizować zakładany plan, nawet z nawiązką. Wiedzieliśmy już, że nie damy rady dojść do Moldoveanu (najwyższy szczyt Fogaraszy 2544 m n.p.m. tzw "Dach Rumunii), który był w naszych pierwotnych planach, więc postanowiliśmy zejść okolice Negoiu. Aby mieć jak najwięcej możliwości ruszyliśmy na lekko (bez wielkich plecaków) i podzieliliśmy się na dwie grupy. Punktem wspólnym był szczyt Serbota (2331 m n.p.m.) z niego żółtym szlakiem (obejście najtrudniejszego fragmentu Fogaraszy - grani Custura Saratii, którą jedni mieli już za sobą! ) ruszyliśmy wspólnie na Negoiu. Znów traciliśmy wysokość ale zyskiwaliśmy widoki (grań i szczyty były stale w chmurach). Szlak prowadził urokliwą doliną usianą małymi jeziorkami i strumieniami. Raz na jakiś czas, na kilka chwil, odsłaniał się też szpiczasty grzebień grani. Czekało nas jeszcze dość żmudne ale krótkie podejście na przełęcz Cleopatrei, z której już tylko ok pół godziny wspinaczki skałami na sam szczyt Negoiu (2535 m n.p.m.). Z góry odsłoniła nam się rozległa panorama na jedną stronę zbocza. Teraz wydawało się że czeka nas już tylko zejście. Wciąż widoki były piękne. Pogoda dopisywała więc cześć zdecydowała się pójść kominem zwanym Strunga Draculi (diabelski przechód). My szliśmy znów urokliwym i bezpiecznym obejściem przez Strunga Doamnei aż do skrzyżowania szlaków. Jak się okazało wcale nie był to koniec atrakcji. Musieliśmy pokonać jeszcze komin z przełęczy Ciobanului - dość wymagający technicznie fragment jak na koniec dnia. W końcu zaczęliśmy schodzić czerwonym szlakiem, który gdzieniegdzie gubił się w plastrach zaległego śniegu. Zmęczenie dawało się już we znaki ale widoki znów wiele wynagradzały. Odsłoniły się kolejne grzbiety, szpiczaste granie i szczyty. Przy lekko zachodzącym słońcu widok zapierał dech w piersiach. Czekało nas jednak jeszcze sporo zejścia po licznych głazach i piargowych zboczach. W końcu musieliśmy zejść prawie 1 km w dół! To był długi i bardzo wyczerpujący dzień, jednocześnie pełen wrażeń, które dały by radę zapełnić co najmniej dwa dni.
28.06 - dzień 6
Po wczorajszym wysiłku większość z nas potrzebowała regeneracji. Zdecydowaliśmy, że przejście, prawie tej samej co wczoraj drogi, przez góry z ciężkimi plecakami nie jest dobrym pomysłem. Zaczęliśmy więc powoli schodzić z gór kierując się czerwonym szlakiem do kolejnego schroniska - Cabana Bârcaciu (1550 m n.p.m.). Pogoda dopisywała. Szlak okazał się bardzo urokliwy. Mogliśmy podziwiać całą naszą wczorajszą trasę trawersując kolejne szczyty. Chcąc jeszcze zakosztować gór zjedliśmy obiad na szlaku trawersując zbocze potężnego ramienia Muntele Barcaciu. Widoki na zniżające się grzbiety Fogaraszy pozwoliły nam ładnie pożegnać góry. Po dłuższej przerwie, nasyceni widokami ruszyliśmy do schroniska, które okazało się najbardziej klimatycznym, jak do tej pory, noclegiem. Niewielki drewniany budynek położony na urokliwej polance z widokiem na skaliste szczyty miał iście górski klimat. Od razu było widać, że gościnni gospodarze dbają o to miejsce. Oprócz miejsca na ognisko, pola namiotowego był ekologiczny prysznic i umywalnia czerpiąca wodę z górskich strumieni a nawet mini boisko do kosza! Zaraz po rozłożeniu namiotów rozpaliliśmy ognisko i uraczyliśmy się lokalną kiełbasą i piwem. To był bardzo miły dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz