niedziela, 11 kwietnia 2010

Otwieramy sezon górski!

Kontynuujemy nasz plan zdobywania Korony Gór Polskich. Rok 2010 zaczynam od zdobycia najniższego z najwyższych szczytów Polski czyli Łysicy (612 m.n.p.m). Niby taki mały szczyt, niby nic a jednak co się człowiek namęczy to jego!

Już na samym początku zaczęło się od problemów. 9.04. PKP Warszawa Centralna g.15:12 - Pociąg TLK z Olsztyna do Krakowa przez Kielce przyjedzie z 40 minutowym opóźnieniem....I tak zamiast o 15 wyjechaliśmy po 16, przez pół drogi wlekliśmy się za osobowym, przez co spóźniliśmy się na PKS w Kielcach, ale na szczęście o 21 mieliśmy ostatni bus do Św. Katarzyny. Czarną nocą, poboczem przelotowej drogi dotarliśmy do Niepublicznego Schroniska Młodzieżowego (Święta Katarzyna, Świętokrzyska 2).


10.04. dzień wymarszu.
Ruszamy ok 8 rano na szczyt, czerwonym szlakiem na Łysicę. Zupełnie sami, w dość jesiennej atmosferze pokonujemy pierwsze wzniesienia. Wcale nie było tak łatwo, z plecakami na plecach, pierwszy raz w tym sezonie. Już czujemy zakwasy dnia kolejnego.



Szczyt zdobyty! Łysica 612 m.n.p.m. najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich z gołoborzem zbudowanym z mających ponad 500 mln lat piaskowców kwarcytowych. Chwila odpoczynku. Pierwsi spotkani ludzie na szlaku i pierwsze, jeszcze niepewne, informacje o tragedii w Smoleńsku.


Nie świadomi katastrofy, ruszamy dalej. Plan to kolejny szczyt - Łysa Góra. Pogoda znacznie się polepszyła, piękne ciepłe słońce towarzyszyło nam aż do Huty Szklanej. Od czasu do czasu padał krótki ale zimny grad.


Przez Przełęcz Św.Mikołaja dotarliśmy do Kakoninina, gdzie zatrzymaliśmy się przy pięknej XIX-sto wiecznej chałupie. Kilka kilometrów asfaltem aby wejść na szlak tuż na granicy ścisłego rezerwatu. Piękne ścieżki w środku lasu z widokami na pola i polany.





W Hucie Szklanej zatrzymaliśmy się na dłuży postój - kanapki i herbata. Jeszcze pod wiatą zastał nas grad, tym razem nie przestawało padać. Poszliśmy więc dalej szlakiem na Łysą Górę (cała droga asfaltowa). Niestety niewiele było widać z platformy widokowej, ale jesienny klimat podkreślał mroczny charakter gołoborzy.




Zwiedziliśmy Klasztor benedyktynów (założony przez B. Krzywoustego w XII w.) z relikwiami św. krzyża. Posililiśmy się bigosem i podjęliśmy decyzję powrotu tego samego dnia. Dość zmęczeni marszem (ok 20 km.), atmosferą oraz pogodą, wróciliśmy PKSem z Łysej Góry do Kielc. W mieście czuć było atmosferę żałoby. Przespacerowaliśmy się po głównej ulicy Kielc, obeszliśmy niesamowity Pałac Biskupów Krakowskich z piękną Katedrą i wróciliśmy na dworzec aby po 4 godzinach znaleźć się w Warszawie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz