wtorek, 27 sierpnia 2013

Pod górkę, przez przełęcz do Ålesund-26.08/77 km

Udało nam się dziś wcześniej wstać i szybko zebrać.  Mogliśmy jeszcze podelektować się widokiem panoramy szczytów i ruszyliśmy na prom do Vestnes. Fragment od promu do Fiksdal znaliśmy.  Skróciliśmy sobie trasę przez góry do Vatne. Piękne góry, zieleń i słońce.  Jednak jak to bywa zazwyczaj jak są góry i widoki to jest i pod górkę. Dziś trochę bardziej zrobiliśmy trekking tylko że z rowerami.  W pocie czoła w końcu zdobyliśmy przełęcz. Pięknie! Zasłużone kanapki i nagroda: 7 km zjazdu - to jest to! Mimo, że gościnę w Vatne miło pamiętamy, niestety nie udało nam się odwiedzić koleżanki z Polski-niniejszym pozdrawiamy Anię Cii:-) Czas goni, prędkość jeszcze jest ale powoli się wytraca. Kolejne podjazdy przed nami i niemiłosierne słońce.  Drogę jakby znamy ale nie do końca. Od Vatne do Ålesund już jechaliśmy ale w deszczu więc jakby inaczej. Nowe widoki,  świat jakby milszy i bardziej kolorowy ale górki i podjazdy te same. Udaje się na drugim brzegu widać już nasz cel - Ålesund.  Jeszcze tylko autobus przez tunel (łapiemy ostatni) i znany nam camping. Przed nami już tylko długa podróż do Polski i powrót do rzeczywistości,  która po tych wszystkich widokach i przeżyciach nie będzie już taka sama:-)

Pod słońce, pod górę, wzdłuż fiordów do Molde-25.08/81,7 km

Noc była bardzo chłodna ale i spokojna. Byliśmy na zupełnym odludziu więc jedyne dźwięki,  jakie było słychać,  to szum wiatru i sowa. Ruszamy kiedy słońce jeszcze nie wyszło zza gór. Norweskie  gospodarstwa powoli budzą się do życia w końcu jest niedziela. My powoli opuszczamy górskie krajobrazy na rzecz fiordów. Trasa wije się tuż nad wodą.  Słońce wychodzi i już nie opuszcza nas do końca dnia, wręcz nie daje nam spokoju. Zupełnie niespodziewanie czeka nas podjazd za podjazdem, jak na złość każdy w co raz większym słońcu. Widoki piękne,  woda skrzy się w słońcu a my w pocie  czoła pokonujemy kolejne wzniesienie, przełęcz lub objeżdżamy tunel. W końcu docieramy do drogi E39, którą jechaliśmy tydzień temu z Molde. Czujemy się już jakbyśmy byli na miejscu. Jeszcze 19 km i kolejny dzień za nami. Molde znane jest z widoku 222 szczytów.  Rzeczywiście po lewej stronie odkryło się to, czego nie zobaczyliśmy poprzednim razem - niesamowita panorama kilkudziesięciu szczytów.  Wspaniałe zakończenie dnia. Jutro wracamy do Ålesund.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

W słońcu, z górki w kraju prawdziwych gór - 24.08/93 km

Po nocy spędzonej na przytulnym i ciepłym dworcu w w Oppdal, do którego dotarliśmy ok 1 w nocy, obudziliśmy się jakby w innym kraju - w Austrii? Oppdal to turystyczna miejscowość położona u podnóża gór,  znana głównie narciarzom. Latem, właściwie to jesienią, jest tu też urokliwie. Wybraliśmy drogę z Oppdal licząc na niewielki ruch samochodowy ale nie spodziewaliśmy się szczególnych atrakcji. A jednak. Droga z Oppdal do Sunndalsøra okazała się jedną z lepszych na tym wyjeździe! Piękne słońce i właściwie permanentny zjazd - co raczej się nie zdarza. Za każdym zakrętem piętrzyły się wspaniałe góry. Niektóre tworzyły zupełnie tatrzański krajobraz, inne nawet alpejski a między nimi gigantyczny, buzujący strumień wody. Nie mogliśmy przestać patrzeć na otaczającą naturę. Zrobiliśmy sobie dwie dłuższe piknikowe przerwy i dotarliśmy do miasteczka Sunndalsøra, które położone było dosłownie pod samymi skałami a do tego tuż przy zakolu fiordu. Za miastem czekał nas tunel. Nie zaryzykowaliśmy jechania nim (6 km) więc wybraliśmy objazd. Podjazd, który musieliśmy pokonać,  po całym dniu zjazdów, dał nam ostro w kość. Reguła pozostaje jednak taka sama: jeśli jest podjazd, będzie  zjazd i widoki.  Ukazała nam się panorama na fiord i skaliste góry pokryte gdzieniegdzie śniegiem. Mocno już zmęczeni znaleźliśmy się w końcu na nieco zapomnianym campingu w samym środku gór,  jednym z ładniej położonych,  na jakim spaliśmy do tej pory.


niedziela, 25 sierpnia 2013

Mo I Ranna z rana - 23.08/13 km

Od dziś miała poprawić się pogoda i rzeczywiście otwierając namiot zobaczyliśmy przebijający błękit. Po standardowym śniadaniu - kanapki z dżemem i herbatą - pojechaliśmy zwiedzić miasto. Mimo swojego industrialnego charakteru Mo jest bardzo pięknie położone na samym końcu fiordu Ranna. Po przejechaniu głównej ulicy centrum (sentrum) znaleźliśmy się w Moholmen czyli "starym mieście". Tuż przy samym brzegu zachowało się kilkanaście kolorowych, urokliwych,  drewnianych domków z zielonymi, trawiastymi dachami. Ich historia sięga nawet VII w.! Siedliśmy na ławeczkach i podziwialiśmy rozlewający się między górami fiord Ranna oraz stojącego 15 m od brzegu Havmannen (Człowieka Morza) -10 m rzeźbę autorstwa Anthon'ego Gormley'sa. Po powrocie na camping obiad, pakowanie i na dworzec kolejowy. Dziś pierwszy raz wypróbujemy torby Accent na rowery. Poszło szybciej niż myśleliśmy. Słońce pali jak jeszcze ani razu nie do tej pory a w oddali nagle wyłania się nieoczekiwanie lodowiec! Imponująca biała skalista plama na błękitnym niebie. Piękny widok,  szkoda że tak daleko ale już wiemy na pewno, że tu kiedyś wrócimy.  Norwegia to chyba taki kraj, którego jak się zasmakuje, to nie chce się przestać jeść. Przed nami długa podróż pociągiem przez Trondheim do Oppdal. W 12 godzin przejedziemy trasę,  którą pokonaliśmy w 4 dni na rowerze.  Widoki w pełnym słońcu i błękitnym niebie -  niesamowite, mimo że tylko przez okno pociągu to robią wrażenie.


czwartek, 22 sierpnia 2013

Do Mo i Ranna - 22.08/26 km

Plan na dziś był prosty: wyjechać jak najwcześniej aby dotrzeć do campingu w Mo i Ranna i wysuszyć wszystkie rzeczy. O dziwo nie padało wiec plan powiódł się nieoczekiwanie dobrze i już ok 12 byliśmy na miejscu. Droga wiła się znów pod górę: nachylenie 7% pod górę, 9% spadku. Po lewej stronie ociekająca skała, po prawej głównie drzewa ale raz na jakiś czas prześwit i widok na fiord Ranna, nad którym położone jest miasto Mo i Ranna (w skrócie Mo). Miasto widzieliśmy już ok 15 km zanim do niego dojechaliśmy. Przemysłowe wielkie (jak na Norwegię) miasto, do którego wjeżdżamy oczywiście  pod górę.  Na campingu schodzi z nas zmęczenie a po ciepłej kąpieli i obiedzie w kuchni już zupełnie nie mamy na nic siły.  Dzień odpoczynku i suszenia w miłym otoczeniu przy dźwięku tym razem fabryk. Zwiedzanie Mo przekładamy na jutro.

Widoki mroczne i nisamowite zarazem - 21.08/50 km

Powoli przyzwyczailiśmy się do tego,  że do południa czekamy na pogodę.  Dziś dla odmiany znów obudził nas deszcz. Nic prawie nie widać więc czekamy. Pierwsze podejście - nieudane, po kapuśniaku zaczyna się ulewa. Jak tylko pojawiło się dłuższe przejaśnienie ruszamy w drogę nie ma co czekać. Mokra, czarna asfaltowa droga prowadzi między ścianami wielkich skał poprzecinanych burzliwymi siklawami i strumieniami. Dość szybko docieramy do ostatniej przeprawy promowej Levang-Nesna. W domku z łazienką spotykamy Polaków-sakwiarzy (Tomka i Olgę), którzy są już 42 dzień na rowerach! - jadą z Polski przez Finlandię, Nordkapp, Lofoty i całą Norwegię na północ - to się nazywa podróż życia - trzeba tylko mieć 2,5 miesiąca wakacji! Przepływa nasz prom więc po pamiątkowym zdjęciu przeprawiamy się do Nesna. Niebo wciąż za chmurami. Na szczęście nie pada za mocno. Jedziemy czekając na żmudny podjazd, o którym słyszeliśmy i czytaliśmy.  Zaczyna co raz mocniej wiać i trochę popaduje. Za nami i przed nami góry aż w końcu zaczynamy podjeżdżać. Mamy wrażenie, że wijące się w górę serpentyny nigdy się nie skończą, czujemy, że czeka nas nagroda ale nie spodziewaliśmy się, że będzie to kolejny widok, jakiego dłuuuugo nie zapomnimy. Wystarczyło odwrócić się w odpowiednim momencie i roztacza się niesamowity obraz jakby wrota do morza czyli fiord Sonja. Niestety pochmurna pogoda nie pozwala nam rozkoszować się całym widokiem ale kiedy dobrze się przyjrzymy udaje nam się dostrzec nawet wyspy Lurøya. Widok zapiera dech w piersiach,  gdyby nie to, że jest dość zimno, mokro i wieje bardzo mocny wiatr nocowalibyśmy z widokiem na fiord. Czekamy jeszcze z pół godziny ukrywając się przed deszczem - tym razem w domku WC. Powoli ruszamy dalej równie krętymi serpentynami jak w górę.  Po lewej i prawej podmokłe trawiaste tereny, co raz bardziej mroczne góry a w dole ciemna woda i fiord. Wiatr gwiżdże nam w uszach i między szprychami. Jest niesamowicie. Jedna jedyna droga prowadząca jakby tuż nad przepaścią.  Po tych widokach dochodzimy do wniosku, że natura i krajobrazy Norwegii to chyba za dużo jak na jedno życie człowieka ale mamy przeczucie, że jeszcze kiedyś tu wrócimy - w słoneczną pogodę. Zjeżdżamy w dół.  Zaczyna padać.  Pada co raz mocniej i tak już do końca dnia. Żegnamy się z Rv17, skręcamy na Mo i Ranna (droga nr 12) i przemoczeni do suchej nitki rozbijamy się na dziko niedaleko drogi i szumiącego wodospadu. 50 niesamowitych kilometrów za nami.

Z wiatrem w plecy, uciekając przed deszczem - 20.08 /69 km

Za każdym razem wydaje nam się, że już nic piękniejszego nie zobaczymy, a jednak dziś znów krajobraz powalił nas na kolana. Ruszyliśmy nieco później niż zakładaliśmy - padało a chcieliśmy mieć dobrą widoczność podczas przeprawy promowej. Przeprawa z Forvik do Tjøtta trwa godzinę. Niebo było dość zachmurzone i bardzo wiało, mimo to trochę udało nam się zobaczyć m.in. czerwoną skałę,  która towarzyszyła nam w dalszym ciągu dnia. W Tjøtta zrobiliśmy zakupy i...zaczął się wyścig z deszczem. Przewidywaliśmy prawie każdy jego krok. Pierwszym schronieniem był kamienny kościół, potem przystanek, sklep Kiwi a na koniec oczywiście namiot. Na szczęście pomiędzy deszczowymi "szowerami" było sporo widoków. Rozległe podmokłe polany, na których pasły się stada owiec,  w oddali odkrywające się tajemniczo góry widziane z promu no i bohaterki dzisiejszego dnia czyli Siedem Sióstr. Droga przez wyspę Alsten,  którą przemierzaliśmy, wiedzie praktycznie cały czas wzdłuż masywu Siedmiu Sióstr. 5 z 7 szczytów, jakie widzieliśmy zasnute w chmurach wyglądało nie tylko imponująco ale i groźnie. Kulminacją dzisiejszego dnia był przejazd mostem Helgeland - jednym z najdłuższych na świecie wiszących mostów (1065 m). Jak tylko przejechaliśmy gigantyczną konstrukcję w nagrodę niebo się rozjaśniło i zobaczyliśmy Siedem Sióstr prawie w całej okazałości - niezapomniany widok! Dalsza droga prowadziła przez teren Leirfiord. Jechaliśmy doliną wśród gór  mając za sobą wieczorne słońce po deszczowym dniu. Na sam koniec dnia, przed noclegiem na dziko i kolejnym deszczem, zobaczyliśmy tęczę.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Dzień relaksu i trudnych decyzji -19.08 /37 km

Całą noc padało ale o 6 rano obudziliśmy się w zupełnie innym świecie. Przeczucie kazało nam wyjść z namiotu i zobaczyliśmy jeden z piękniejszych widoków czyli porozrzucane po morzu skaliste wysepki a w oddali masyw tzw. Siedmiu Sióstr(De Syv Søstre 910-1072 mnpm). Niestety była to tylko chwila. W przeciągu godziny wróciły chmury i nic już nie było widać. Postanowiliśmy czekać na pogodę.  Miejsce, w którym się znaleźliśmy było bardzo urokliwe. Małe pole namiotowe i biały dom z pokojami do wynajęcia tuż nad brzegiem morza należały do właścicieli Kaffebrenneri - jednej ze starszych w północnej Norwegii kawiarnio-sklepików z rodzinnymi tradycjami parzenia kawy od 1792 r. Pogodę przeczekiwaliśmy w ciepłym pomieszczeniu z łazienką. Po kilku godzinach poznaliśmy opiekunkę miejsca - Agate - niesamowicie wesołą i energiczną Norweżkę pochodzącą z Lofotów. Dzięki jej uprzejmości-sezon trwa tutaj do 12.08 - mogliśmy kupić lokalnie prażoną kawę i herbatę. Po dłuższym czekaniu i naradach postanowiliśmy jednak zmodyfikować nasze plany. Zostały nam tylko 3 dni do pociągu więc na spokojnie dojedziemy do Mo I Ronne. Bodø zostawiamy na kolejną wyprawę. Dzień poświęciliśmy na zrelaksowanie się,  kontemplowanie widoków, słuchanie szumu fal oraz zwiedzenie okolicy. Jak tylko trochę się rozpogodziło wsiedliśmy na rowery i "na lekko"(bez sakw) pojechaliśmy zobaczyć to co zasłonił nam wczorajszy deszcz.
10. Prosta asfaltowa droga prowadziła nas wzdłuż pięknych skalistych szczytów,  wodospadów i gór wystających z morza.Obok Vavelstad zobaczyliśmy też lokalny zabytek natury czyli malowidła naskalne mające 3-4000 lat.  Wieczór spędziliśmy obserwując zmieniającą się pogodę i wędrujące między masywami górskimi chmury. To był wspaniały dzień prawie na końcu świata.

Albo pod górkę albo pod wiatr z fartem za pan brat - 18.08/95 km

Dziś obudził nas wiatr a śniadanie jedliśmy patrząc na pionową skałę wyrastającą z wody. Pogoda nam sprzyja więc czym prędzej ruszamy. Po pierwszych podjazdach dojeżdżamy do okręgu Bindal położonego u stóp jednego z piękniejszych szczytów jaki widzieliśmy do tej pory - Heilhornet (1063 m.n.p.m.). Wspaniała góra towarzyszy nam przez kilka dobrych godzin. Widok na zielone łąki i wodę otoczoną górami zapiera dech. W dole piękna posiadłość, której właściciela spotykamy na przystanku.  Okazuje się być norweskim aktorem studiującym dawno temu w Krakowie i występującym na deskach teatru Powszechnego. Po tym, dość nietypowym spotkaniu prawie na pustkowiu, ruszamy dalej mijając skały,  mostki, laguny, tunele i podjazdy. Kolejene spotkanie tym razem z Hiszpanami-sakwiarzami (w końcu!) - wymieniamy wrażenia z trasy (jadą z Bødo na południe) i pędzimy na prom, który zaraz nam ucieknie. W ostatniej minucie wjeżdżamy na statek z Holm do Vannesund, gdzie zaczyna się "prawdziwa" R17 zaznaczona jako Narodowa Droga Turystyczna. Rzeczywiście krajobraz znów nas zaskakuje. Po prawej wielkie kamieniste zbocza gór,  po lewej pastwiska i mielizny a w oddali kolejne góry wyrastające z morza. Niestety za nami zbierają się czarne chmury więc próbujemy dogonić następny prom. Znów mamy szczęście.  Ledwo wsiadamy zaczyna padać i bardzo mocno wiać. Widoki są co raz bardziej groźne. Kiedy zastanawiamy się co zrobimy po przycumowaniu promu, okazuje się, że  do kolejnego promu może nas podwieźć autobus (co za fart!). Nie wiele myśląc korzystamy z okazji. Trochę żałujemy,  że nie możemy  oglądać widoków,  jednak suchy i ciepły autobus wygrywa z urwaniem chmury. Po ok 15 minutach jesteśmy na drugim końcu fiordu w Forvik. Nikogo nie ma ale na szczęście tuż przy przeprawie promowej jest kawiarnia i miejsce biwakowe. W deszczu szybko rozbijmy namiot. Uff znów się udało.



Rowerem i spacerem - 17.08/112 km

Z rana pogoda napędziła nam stracha - padało, na szczęście po ok 2 godzinach rozpogodziło się i ruszyliśmy w drogę. Pogoda okazała się wymarzona dla rowerzystów: lekki wiaterek, słońce zza chmur i przyjemny chłodek. Początkowo jedziemy tuż przy skałach wzdłuż torów kolejki wąskotorowej,  która prowadzi groblą przez sam środek wody między górami. Trasa nr 17 okazuje się na prawdę jedną z piękniejszych chociaż wciąż nie spełnia naszej definicji "płaskości". Co prawda rozpędzaliśmy się do ponad 30 km/h ale potem trzeba było pedałować ok 8-10 km/h pod górę. Sporo też wprowadziliśmy spacerkiem ale wysiłek zawsze się opłacił. Krajobraz był zmienny jak w kalejdoskopie: najpierw skały, potem piękne jeziora, lasy i highway jak na Alasce czyli karłowate lasy i niesamowite rozłożyste góry. Słońce świeci aż do późna (ok 19 świeci nam prosto w oczy jak w samo południe) więc i my się nie oszczędzamy. Mijamy rezerwaty, podmokłe łąki aż do kolejnego imponującego fiordu. Niesamowite widoki kojące spokojem a jednocześnie budzące respekt dla potęgi natury. Dziś znów towarzyszy nam szczęście udaje nam się dostrzec dwa łosie na polanie a na koniec dnia przy zachodzie słońca   nawet całą rodzinę łosi. Nocujemy na dziko tuż nad wodą. Z namiotu widzimy ogromną skałę, z której wodospadem leje się woda. Sceneria jak z filmu. Usypia nas szum wody.

Pierwsze kilometry na Drodze Wybrzeża (nr 17) - 16.08/89 km

Dzisiejszym celem było dotarcie do wyczekiwanej  trasy nr 17 czyli płaskiej i widokowej drogi wijącej się północnym wybrzeżem Norwegii. Na szczęście obudziliśmy się w słońcu.  Piękne widoki na wczorajszy fiord dodały nam energii do dalszej drogi pod górkę.  Pierwszy dłuższy postój zrobiliśmy w Malm urokliwie położonym miasteczku. Rozłożyliśmy się w drewnianej altance. W słońcu wysuszyliśmy namiot i ruszyliśmy dalej w drogę. Po kilkunastu km byliśmy już na 17 - radość ale też zaskoczenie. Pojęcie "płaskości" terenu okazało się względne.  Nie dość że były górki to znacznie większy ruch samochodowy co znacznie utrudniało jazdę,  która co raz bardziej była męcząca.  Mimo to daliśmy rade dojechać do Namsøs, gdzie czekał na nas Camping i to 5 gwiazdkowy. Nie mieliśmy jednak wyjścia mimo że to najdroższy camping na jakim do tej pory spaliśmy i wcale nie najlepszy niestety ale kąpiel i kolacja na siedząco w kuchni to miła odmiana:-)

piątek, 16 sierpnia 2013

W słońcu - 15.08/92 km

Dziś pobudka była najlepsza jaką mogliśmy sobie wymarzyć - słońce i błękitne niebo! Wstajemy od razu i po spakowaniu i śniadaniu idziemy na prom z Flakk do Rørvik. Słońce świeci, wiatr wieje -pięknie. Pierwsza miła niespodzianka - nie musimy płacić za prom. Wybieramy trasę nieco dłuższą ale mamy nadzieję,  że w miarę płaską. Wspaniałe widoki zaczynają się już za zakrętem - asfaltowa nowo wylana droga prowadzi tuż nad samym brzegiem. Kolejny zakręt i zaczyna się górka...  Jednak nie da się tego ominąć. Pedałujemy ostro a słońce grzeje w  plecy. Na górze roztacza się wspaniała panorama. Jak jest górka,  to będzie i zjazd. Od 8-14% nachylania - pobijamy rekordy prędkości. Docieramy do drogi 720, którą prosto dojedziemy do naszego celu czyli Rv17. Zanim tam dotrzemy musimy pokonać pasmo gór i wielki fiord Beistadfjorden. Zdobyta wcześniej wysokość procentuje widokami wierzchołków gór i lasów północy. Po kilku dobrych godzinach pedałowania widzimy wodę czyli sam czubek fiordu. Highway morskie przed nami. Górka, dół,  morze, góry,  drewniane kolorowe domki, cisza i szum wody. Już wiemy że dziś nie pokonamy całego fiordu. Jak się okazuje znacznie łatwiej znaleźć nocleg NAD fiordem a nie NA fiordzie. Szukamy długo ale w końcu udaje się.  Rozbijamy się niedaleko drogi tuż nad brzegiem - 3 nocleg na dziko po 92 km - zasłużony obiad i  sen.

W świecie fiordów i tuneli - 14.08/88 km

O 5 rano niebo wciąż było zachmurzone więc poszliśmy spać dalej. Niestety o 8 było jeszcze gorzej.  Nie ma rady trzeba ruszać mimo chmur. Postanowiliśmy jechać drogą E39 jak najdalej się da w stronę Trondheim. Na szczęście ruch samochodowy nie był aż taki duży ale od początku przywitały nas górki. Nie padało a to najważniejsze.  Dojechaliśmy do Renndal i zaczął się długi (22 km) imponujący fiord. Przepiękne skały, szumiące wodospady i tafla wody. Gdyby nie przejeżdżające raz na jakiś czas samochody można by pomyśleć,  że jesteśmy na dziewiczych wyspach. Droga wiodła tuż przy samym brzegu. Zupełnie nie spodziewaliśmy się dziś takich widoków. Okazało się, że to nie ostatnie zaskoczenie na dziś. Jadąc pod kolejną górkę trąbiąc mija nas tir. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że za zakrętem na postoju kierowca owego tira proponuje nam podwiezienie do Trondheim! Dla niego to 1.5 h drogi, dla nas też 1.5 ale dnia! Znów stop znalazł nas sam:-) Jedziemy po górkach i dołkach zadowoleni, że nie musimy pokonywać ich na rowerze, w towarzystwie Pana z Koszalina, który jeździ tirem już ponad 14 lat. Przejeżdżamy też długie nawet na kilka km tunele, które rowerem musielibyśmy omijać na około. Ok 19:30 jesteśmy w Trondheim. Żegnamy się,  dziękujemy za wielką przysługę i ruszamy w poszukiwaniu campingu. Okazje się, że mamy do niego ok 20 km. Mkniemy więc wieczorową porą przez obrzeża Trondheim i przez piękną dolinę aż do samego morza. Udaje się. Camping nad morzem i tuż przy promie zdobyty!

W krainie deszczowców, mostów i gór - 13.08/79 km

Obudziliśmy się z widokiem niestety deszczu ale pachniało za to łososiem i kawą. Śniadanie zjedliśmy nie dość, że w salonie, to w doborowym towarzystwie dwóch Finów. Pamiątkowe zdjęcie, szybki wypad do centrum handlowego po gaz i po drugim śniadaniu już z widokiem na zamglony fiord ruszamy do drogi E39 na Trondheim. Droga okazała się jedną długą górką. Ciągnęła się niemiłosiernie aż w końcu dotarliśmy do widoków i wody.  Jechaliśmy między wysepkami, po mostach aż do promu z Kanestraum do Halsa, gdzie przywitał nas zachód słońca!  Namiot rozstawiliśmy tuż przy promie na parkingu.

W krainie deszczowców -12.08/37km

Rano nie zobaczyliśmy niestety żadnego fiordu. Całą noc padało i deszcz nie opuścił nas aż do końca dnia. Jeszcze bardziej doceniliśmy nocleg z biwakiem. Mogliśmy wysuszyć namiot pod dachem a nawet rozpalić ognisko. Padało bez przerwy. Czekamy. W między czasie odwiedził nas jeden z właścicieli biwaku a później para starszych Norwegów, którzy łowili ryby w deszczu. Czekaliśmy do 16 i ruszyliśmy z nadzieją, że przestanie padać. Niestety nie przestało. Do celu mieliśmy ok 30 km czyli ok 3 h w deszczu i wietrze. Nawet polubiliśmy jazdę pod górki - rozgrzewała nas. Widoki, mimo niskich chmur, wciąż powalające - mroczne skały za mgłą, glony na brzegu i beczenie owiec. W końcu zmoczeni do suchej nitki dotarliśmy do Vestsun skąd odchodzi prom do Molde. Na promie trochę się ogrzaliśmy i dalej w deszczu pojechaliśmy szukać campingu-tylko o tym marzyliśmy. Tymczasem na campingu spotkały nas kolejne miłe niespodzianki. Camping nad samym morzem z widokiem na fiordy, czerwone i brązowe drewniane domki  campingowe więc wszystko wygląda jak wioska norweska. Rozbijamy się na trawce i...dostajemy zaproszenie do domku od dwóch motocyklistów z Finlandii - w końcu motocykle i rowery to jedna rodzina:-) Noc spędzamy w suchym i wygodnym pokoiku z widokiem na morze i zamglone fiordy.

Stopem z rowerami? - 11.08/68 km

Dziś mieliśmy dwa cele: wyjechać z miasta i nocować z widokiem na fiord. Nie bez przeszkód i przygód ale udało się. Rano przywitał nas drobny deszcz. Mimo to jedziemy do centrum Ålesund do Informacji Turystycznej. Mamy dwie opcje albo próbować okazji przez tunel(zakaz dla rowerów) albo czekać do 16 na autobus na drugą wyspę. Mimo chłodu próbujemy łapać stopa. Wczoraj mieliśmy szczęście bo stop znalazł nas, dziś po ok godz. stania rezygnujemy. Okazuje się że bus na lotnisko też mógłby nas zabrać. Mamy 1,5 h na objechanie miasteczka. W końcu siedzimy w busie i przekraczamy tunel. Udało się! Ruszamy trasą wzdłuż brzegu w stronę Vatne (trasa 661). Widoki wciąż zapierają nam dech w piersiach. W Vatne spotykamy dwie Polki, które zapraszają nas do siebie na kawę i herbatę-okazuje się, że z jedną z nich lecieliśmy wczoraj samolotem! Wymieniamy się kontaktami i ruszamy dalej w kierunku Vestnes. Droga prowadzi przez miejscowość Øsnes na czubku fiordu Vesterfjorden - zamglone szczyty i odludzie przypominają trochę krainę Hobbitów albo Dolinę Muminków. Doładowani lasagne, którą dostaliśmy do herbaty objeżdżamy cały fiord dookoła. W końcu szukamy miejsca na nocleg. Góry się piętrzą, kropi,morze szumi. Dostrzegamy małą dróżkę prowadzącą w dół do wody. Znów miła niespodzianka - trafiamy na miejsce biwakowe z widokiem na fiord Øygardseneset-drugi cel osiągnięty. 68 km za nami.


Pierwsze widoki - 10.08/16 km

Początkowo nie wierzyliśmy, że na prawdę tu jesteśmy, że to wszystko, co oglądaliśmy na Google Maps stało się rzeczywistością. Przez pierwsze 5 km zdążyliśmy zobaczyć i fiord i morze i statki i most i highway! A to dopiero początek! Zaczęło się dobrze: rowery całe, droga prosta, widoki wspaniałe, po 15 min jazdy znajdujemy stację i pompujemy opony. Jednak po kolejnych 15 min mamy pierwszą przeszkodę - 4 km długości 8% spadku - tunel - zakaz wjazdu rowerami. Co robić? Sami byśmy na to nigdy nie wpadli ale dostajemy propozycje od młodej pary - podwożą nas SAMOCHODEM na drugą stronę tunelu. Po prostu też jeździli rowerami i wiedzą jak to jest. Maja bagażnik na dachu, miejsce na rowery i chwile czasu-przecież to niedaleko:-) Po 10 min znajdujemy się w centrum Ålesund. Dziękujemy naszym wybawicielom i ruszamy dalej. Nie znajdujemy dobrej drogi wyjazdu z miasta za to spotykamy kolejnych "lokalsów", których prosimy o wodę i dowiadujemy się że dalej nie ma co jechać, bo nic tam nie ma. Zawracamy. Powoli się ściemnia(ok 22). Wciąż jesteśmy w mieście wiec pozostaje nam camping. Udaje się. Mamy szczęście jest wolne ostatnie miejsce dla namiotu. Herbata i kanapki to, to o czym marzymy, ale najpierw idziemy zobaczyć widok na fiordy i wyspę-cypel Langevåg.

sobota, 10 sierpnia 2013

Podróż - 09/10.08.2013

09.08.
Podróż rozpoczęliśmy trochę z duszą na ramieniu. Burza, deszcz - tłum przed Polskim busem na Metro Młociny. Nie było tak źle. W tłumie bez problemu zapakowaliśmy dwa pudła z rowerami i 6 sakw. Ledwo znaleźliśmy miejsce siedzące mimo, że to nie PKP! 

10.08.
Nad ranem dotarliśmy na dworzec PKS w Gdańsku. Zimno i mokro nie ma co czekać - zamawiamy bagażówkę i jedziemy na lotnisko - nowy terminal robi wrażenie. Połowa sukcesu za nami. Teraz 7 godzin czkamy żeby po 2 godzinach lotu być już w Norwegii. Już o 15 będziemy podziwiać pierwsze północne krajobrazy.


Lotnisko w Gdańsku

czwartek, 8 sierpnia 2013

Spełnienie marzeń - Norwegia 2013

Właściwie to wszystko od tego się zaczęło. Kiedy się poznaliśmy i mówiliśmy o podróżach mieliśmy w głowie dwie destynacje - Norwegię i Walię (było jeszcze kilka bardziej odległych jak Peru i Japonia ale to na później ;-) ) - do tej pory obu nie udało nam się jeszcze odwiedzić.

W końcu udało się! Ruszamy na jedną z bardziej znanych i pożądanych tras rowerowych wyprawowiczów słynną Rv17, która prowadzi z Trondheim do Bodø malowniczą trasą wzdłuż zachodniego wybrzeża Norwegii.

Plan jest ambitny - ruszamy Polskim Busem z Warszawy (09.08) do Gdańska aby przesiąść się w samolot (10.08) do Ålesund. Stamtąd przesiadamy się już na rower aby pokonać ok 300 km do Trondheim skąd zaczyna się "Szlak Wybrzebża" (Rv17).


Pokaż Norwegia2013 na większej mapie

Czeka nas ponad 1000 km wzdłuż niezliczonych wysepek, fiordów i ogromnych przestrzeni. Mamy nadzieję, że uda nam się zdobyć cel czyli przekroczyć koło podbiegunowe, którego symbolem jest globus stojący na brzegu widoczny z przeprawy promowej Kilboghamn-Jektvik.

Na razie przygotowujemy się do wyprawy - pakujemy i zbieramy sprzęt. Nasze rumaki są już gotowe do drogi.'
Ola

Michał