czwartek, 22 sierpnia 2013

Widoki mroczne i nisamowite zarazem - 21.08/50 km

Powoli przyzwyczailiśmy się do tego,  że do południa czekamy na pogodę.  Dziś dla odmiany znów obudził nas deszcz. Nic prawie nie widać więc czekamy. Pierwsze podejście - nieudane, po kapuśniaku zaczyna się ulewa. Jak tylko pojawiło się dłuższe przejaśnienie ruszamy w drogę nie ma co czekać. Mokra, czarna asfaltowa droga prowadzi między ścianami wielkich skał poprzecinanych burzliwymi siklawami i strumieniami. Dość szybko docieramy do ostatniej przeprawy promowej Levang-Nesna. W domku z łazienką spotykamy Polaków-sakwiarzy (Tomka i Olgę), którzy są już 42 dzień na rowerach! - jadą z Polski przez Finlandię, Nordkapp, Lofoty i całą Norwegię na północ - to się nazywa podróż życia - trzeba tylko mieć 2,5 miesiąca wakacji! Przepływa nasz prom więc po pamiątkowym zdjęciu przeprawiamy się do Nesna. Niebo wciąż za chmurami. Na szczęście nie pada za mocno. Jedziemy czekając na żmudny podjazd, o którym słyszeliśmy i czytaliśmy.  Zaczyna co raz mocniej wiać i trochę popaduje. Za nami i przed nami góry aż w końcu zaczynamy podjeżdżać. Mamy wrażenie, że wijące się w górę serpentyny nigdy się nie skończą, czujemy, że czeka nas nagroda ale nie spodziewaliśmy się, że będzie to kolejny widok, jakiego dłuuuugo nie zapomnimy. Wystarczyło odwrócić się w odpowiednim momencie i roztacza się niesamowity obraz jakby wrota do morza czyli fiord Sonja. Niestety pochmurna pogoda nie pozwala nam rozkoszować się całym widokiem ale kiedy dobrze się przyjrzymy udaje nam się dostrzec nawet wyspy Lurøya. Widok zapiera dech w piersiach,  gdyby nie to, że jest dość zimno, mokro i wieje bardzo mocny wiatr nocowalibyśmy z widokiem na fiord. Czekamy jeszcze z pół godziny ukrywając się przed deszczem - tym razem w domku WC. Powoli ruszamy dalej równie krętymi serpentynami jak w górę.  Po lewej i prawej podmokłe trawiaste tereny, co raz bardziej mroczne góry a w dole ciemna woda i fiord. Wiatr gwiżdże nam w uszach i między szprychami. Jest niesamowicie. Jedna jedyna droga prowadząca jakby tuż nad przepaścią.  Po tych widokach dochodzimy do wniosku, że natura i krajobrazy Norwegii to chyba za dużo jak na jedno życie człowieka ale mamy przeczucie, że jeszcze kiedyś tu wrócimy - w słoneczną pogodę. Zjeżdżamy w dół.  Zaczyna padać.  Pada co raz mocniej i tak już do końca dnia. Żegnamy się z Rv17, skręcamy na Mo i Ranna (droga nr 12) i przemoczeni do suchej nitki rozbijamy się na dziko niedaleko drogi i szumiącego wodospadu. 50 niesamowitych kilometrów za nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz